sanatorium

sanatorium, Historia literatury polskiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sanatorium pod Klepsydrą
Księga
I
Na wstępie opowiadania narrator i główny bohater zarazem (Józef) tłumaczy, że Księgę nazywa „po prostu Księgą”,
dlatego, że ani epitety, ani też inne określenia, nie są w stanie oddać jej niezwykłości, świetności, bezmierności. Wyraża
nadzieję, że „czytelnik prawdziwy” zrozumie „recepcję głęboką” Księgi.
Dalej opisuje wspomnienia z dzieciństwa. Z Księgą obcował zawsze w pokoju swojego ojca, który siedząc przy biurku
kartkował ją powoli i z namaszczeniem. Bohater czasem, gdy ojciec wstawał od Księgi, zostawał z nią sam na sam,
wtedy obserwował jak wiatr przewracał jej stronnice. Pokój, w którym razem z ojcem spędzał dni cały się błyszczał
rozproszonymi kolorami prześwietlającymi przez „pryzmatyczne kryształki, zwisającej lampy”. Ojciec ponad to, by
zabawić syna, puszczał bańki mydlane. Tę idyllę przerwało wkroczenie w życie chłopca matki.
„Uwiedziony pieszczotami matki, zapomniałem o ojcu, życie moje potoczyło się nowym, odmiennym torem, bez świąt
i bez cudów, i byłbym może na zawsze zapomniał o Księdze, gdyby nie ta noc i ten sen.”
II
Któregoś razu, zimą o ciemnym świcie, narrator przebudził się ze snu w dziwnych majakach. Chciał koniecznie
zobaczyć starą, zaginioną Księgę. W nocnym ubraniu chodził po domu i dręczył rodziców, by mu ją pokazali. Próbował
opisać tajemniczy przedmiot, ale rodzice nie wiedzieli, o co mu chodzi, podawali tylko kolejne książki, a on je
wzgardliwie odrzucał. W pewnym momencie ojciec podał mu Biblie, bohater przejrzał ją i wykrzyczał:
„Ty wiesz ojcze [...] ty wiesz dobrze, nie ukrywaj się, nie wykręcaj! Ta książka cię zdradziła. Dlaczego dajesz mi ten
skażony apokryf, tysięczną kopię, nieudolny falsyfikat? Gdzie podziałeś księgę”
Na ten wybucha ojciec tylko spuścił oczy.
III
Po kilku tygodniach bohater trochę się uspokoił, któregoś dnia ojciec w przypływie odwagi podszedł do niego z tymi
słowami:
„W gruncie rzeczy istnieją tylko książki. Księga jest mitem, w który wierzymy w młodości, ale z biegiem lat przestaje
się ją traktować poważnie.”
Jednak bohater nie podzielał zdania ojca, czuł się już posłannikiem, poza tym między czasie wszedł w posiadanie
„żałosnych resztek” Księgi. A udało mu się to przypadkowo, kiedy zastawszy Adelę przy sprzątaniu, nachylił się przez
jej ramię, „nie tyle z ciekawości, ile żeby znowu odurzyć się zapachem jej ciała” i wtedy dostrzegł rycinę, na której
widniała podobizna Anny Csillang, kobiety o włosach do ziemi. Z tekstu zamieszczonego obok ryciny można się było
dowiedzieć, że była to kobieta dotknięta „słabym porostem”, ale na skutek gorących modłów doznała objawienia, które
pozwoliło jej sporządzić cudowny specyfik na porost włosów. Rozdając specyfik mieszkańcom miasteczka, „Anna
Csillang stała się apostołką włochatości”. Kiedy bohater skończył czytać tę historię zrozumiał, że owa rycina jest
częścią ostatnich stronnic księgi. Okazało się, że Adela codziennie pakuje w jedną ze stronnic księgi „mięso do jatek i
na śniadanie dla ojca...”
IV
Bohater zabrawszy zdobyczny szpargał, pobiegł do swojego pokoju, by się mu przyjrzeć. Okazało się, że w szczątku
pozostało tylko kilka nieistotnych stronnic, zawierających głównie opisy cudów podobnych do tego, jaki był udziałem
Anny Csillang. Były też stronnice wypełnione „czystą poezją”, harfami, cytrami, harmoniami oraz wspaniałymi
katarynkami, które wędrowały „na plecach niepokaźnych szarych staruszków”. Inne strony oferowały „prawdziwe
kanarki harceńskie, klatki pełne szczygłów i szpaków, koszyki pełne śpiewaków i gadułów skrzydlatych”. Potem
„skrypt żałosny” pogrążał się „coraz głębszy upadek” poprzez prezentacje mistrza czarnej magii Pana Bosco z
Mediolanu, niewyraźnie wykładając jakieś brednie, ofiarowywał swoje usługi publiczności. Dalej jeszcze jakiś
gentelman zachwalał „swoją niezawodną metodę, jak stać się energicznym i stanowczym w decyzjach”, natomiast na
ostatniej stronie pani Magda Wang, kpiła sobie z „męskiej stanowczości i zasad”, twierdząc przy tym, że zna metody
łamania najsilniejszych charakterów, a można o nich przeczytać w jej pamiętnikach pt. „Z purpurowych dni”.
„To było ostatnie słowo Księgi, które zostawiało smak dziwnego oszołomienia, mieszaninę głodu i podniecenia w
duszy.”
1
V
Do nachylonego nad Księgą, zatopionego w jej treściach, narratora dotarło, że ma do czynienia z Autentykiem. Aby
nikt jej nie znalazł, schował ją w najgłębszej szufladzie. Od tego czasu wszystkie inne książki mu zobojętniały.
„Egzegeci Księgi twierdzą, że wszystkie książki dążą do Autentyku. Żyją one tylko wypożyczonym życiem, które w
momencie wzlotu wraca do swego starego źródła. Znaczy to, że książek ubywa, a Autentyk rośnie.”
Bohater rozmyśla, jakim torem może iść „przyrost” jego świętego szpargału. Rozmyśla o mieście Anny Csillang, o
gwardii pielgrzymów, którzy czasem pojawiają się „w drzwiach naszych kuchni”, prosząc o jałmużnę. Zastanawia się,
jak rozmnaża się świat Księgi.
Dalej Józef zapowiada kolejne opowiadanie, czyli kolejny rozdział jego życia, zwany „genialną epoką”. Szeptem i w
sposób zawikłany próbuje przygotować i zaprosić czytelnika do wejścia w nową opowieść, o epoce, która „całkiem, do
końca” nie mogła się zdarzyć
Genialna epoka
I
Narrator ostrzega czytelnika, że wkracza on w czas równoległy. Prowadzi pełną pytań refleksje o czasie i jego
konsekwencjach dla narracji. Zastanawia się, co zrobić w opowiadaniu ze zdarzeniem, które nie ma swojego miejsca w
czasie. Oznajmia, że istnieje czas dwutorowy, a w nim różnego rodzaju „ boczne odnogi czasu, trochę nielegalne co
prawda i problematyczne”, ale w tym wypadku nie wolno być wybrednym.
II
Koniec zimy. Pokój narratora. „Na dywanie leżał ukośny, pałający czworobok, falując blaskiem, i nie mógł oderwać się
od podłogi.” Ten widok urzekł chłopca do głębi, ale również wprowadził w dziwny stan. Krzyczał, prosił o pomoc:
„Śpieszcie się, nabierajcie pełne wiadra tej obfitości, gromadźcie zapasy!”. Co chwile ktoś przychodził, by popatrzeć na
niego przez uchylone drzwi. Nikt nie reagował. Józef usiadł wśród papierów i zaczął na nich rysować „rysunki
świetliste, wyrastające jak pod obca ręką”. Większość z tych dziwnych dzieł zostało zabrane przez sąsiadów. Bohater
miał coraz więcej wizji. „Przychodziły dziwne maszkary, twory-pytania, twory-propozycje, i musiałem krzyczeć i
odpędzać je rękami.” Kiedy wizje znikły, Józef wrócił do rysowania. Gdy nadeszły święta wielkanocne, rodzice
wyjechali, a on został w domu z Adelą, która dbała o to by miał co jeść. Bohater wciąż siedział na ziemi w swoim
pokoju i ilekroć brał do ręki kredkę nowego koloru, tylekroć miał nową wizję:
„A gdy sięgałem po błękitną barwę – szedł ulicami przez wszystkie okna odblask kobaltowej wiosny, otwierały się,
dźwięcząc, szyby, jedna za drugą, pełne błękitu i ognia niebieskiego, firanki wstawały jak na alarm, i przeciąg radosny i
lekki szedł tym szpalerem wśród falujących muślinów i oleandrów na pustych balkonach [...]”
III
W same święta wielkanocne Józef zobaczył przez okno, jak Szloma, syn Tobiasza, wychodzi od fryzjera. Był to
pierwszy dzień jego wolności po odsiadce w więzieniu. Mężczyzna kichną, płosząc wszystkie gołębie. Józef zaczepił
Szlome, powiedział, że są na rynku sami, po czym zaprosił go do domu. Ten zapytawszy wcześniej, czy Adela jest w
domu (nie było jej), przyjął zaproszenie.
IV
Józef pokazał Szlomie swoje rysunki, ten pełen zachwytu pochwalił je, zauważył, że przedstawiają one świat
odnowiony. Wyznał, że gdyby świat nie był taki zużyty, to nie popełniłby tylu szaleństw. Józef na te słowa zdradził mu
tajemnice rysunków. Wydawało mu się, że są one plagiatem, że za sprawą Autentyku zostały mu posunięte. Szloma
początkowo zainteresował się tym, że chłopak posiada Autentyk, lecz zaraz rozproszył się widokiem pantofelków, sukni
i korali Adeli, które Józef wyjął wraz z Autentykiem. Mężczyzna wygłosił jeszcze ostrzegawczą refleksję o kobiecych
prowokacjach, porwał rzeczy Adeli i uciekł.
Wiosna
I
Będzie to historia pewnej wiosny, która jako jedyna nie sprzeniewierzyła się sobie, tylko „miała odwagę wytrwać,
pozostać wierną, dotrzymać wszystkiego. Po tylu nieudałych próbach, wzlotach, inkantatach chciała się wreszcie
naprawdę ukonstytuować, wybuchnąć na świat wiosną generalną i już ostateczną.”.
II
2
W „noce przedwiosenne” ojciec zabierał Józefa na kolacje do restauracji ogrodowej. Bohater opisuje nocne niebo,
„żwir gwiezdny”, ludzi gromadzących się pod latarniami, jak przy świetle lampy stołowej, restaurację, muzykantów i
ich instrumenty oraz „przedwcześnie dorosłe i pełnoletnie” skrzypce, które nagle wśród ciszy same dumnie powstały.
W pewnym momencie do stolika bohatera i jego ojca przysiadł się pan fotograf. Wszyscy trzej rozumieli, że:
„To zaimprowizowane obozowisko restauracyjne pod auspicjami dalekich gwiazd bankrutowało bez ratunku,
załamywało się nędznie, nie mogąc sprostać rosnącym bez miary pretensjom nocy.”
Wyszli z restauracji. Po drodze wstąpili do cukierni, wybierali ciastka, wtedy Józef po raz pierwszy zobaczył Biankę,
jedzącą ciastko z kremem. Wracali „potem okrężną drogą przez odległe przedmieście”. Nagle przeszli z „nocy
przedwiosennej” w „łagodną wiosnę”, szli dalej, aż znaleźli się na pustym polu. Ojciec położył już sennego Józefa „na
rozpostartym płaszczu na ziemi”. Bohater olśniony oglądał gwiazdy, a fotograf robił zdjęcia „lśniącego horoskopu”.
III -VII
Początek wiosny, ferie wielkanocne. Józef ze szkolnymi kolegami błąkał się po mieście bez celu. „Była to wolność
całkiem pusta, nieokreślona i bez zastosowania.” Przed kawiarniami siedziały przy stolikach kobiety. Chłopcy w tych
dniach nawiedzani przez wilczy apetyt, kupowali na ulicy obwarzanki. „Nagle Rudolf mając usta zapchane
obwarzankami wyjął z zanadrza markownik i rozwinął go przede mną.” Z tego albumu wyszła prawdziwa wiosna, która
wcześniej była jakaś „pusta, wklęsła i zatchnięta”. Józef zapragnął jak Aleksander Macedoński „świata całego”, zaczął
dziwny marsz przez kraje, stał się dowódcą armii, a Rudolf jego adiutantem. Wtedy Józef dostąpił objawiania. Świat,
który dotąd wydawał mu się „objęty ze wszech stron Franciszkiem Józefem I i nie było wyjścia poza niego”, ukazał mu
się jako „świat [...] nieprzeliczony”
„Więc tyle dałeś sposobów istnienia, o Boże, więc taki Twój świat jest nieprzeliczony!”
W tym czasie na świecie Franciszek Józef I był najwyższym autorytetem, jego wizerunek widniał na monetach, na
markach pocztowych, na każdym stemplu. Józef zobaczył w markowniku Rudolfa wielki świat, pełen różnorodnych
możliwości. W ten sposób Bóg, jak Józef to zrozumiał, pokazał ma Swoje bogactwa, pogrążając Franciszka Józefa „i
jego ewangelię prozy.”
VIII, IX
Odtąd Józef stał się adeptem nowej ewangelii. Zaprzyjaźnił się z Rudolfem. Czuł jednak, że księga jest przeznaczona
dla niego, a nie dla nowego przyjaciela. Nikt nie czuł się właścicielem księgi, nawet Rudolf, „który ją raczej
obsługiwał”, to po twarzy Józefa „cichą gamą kolorów” wędrowały „refleksy dalekich światów”.
X
Któregoś dnia Józef zobaczył prestidigitatora, który za sprawą czarodziejskiej różdżki wydobywał z cylindra
kilometrowe kolorowe wstążki. W pewnym momencie, gdy mag napełniał pokój kolorową „obfitością”, przyszło
zrozumienie, że czerpie ją „nie z własnych zasobów”, ale nadziemskich.
XI
W tym rozdziale Józef opisuje paralelę między swoją osobą a Aleksandrem Wielkim. Otóż obaj przeczuwali
niesłychane możliwości jakie niesie świat, byli natchnieni przez Boga, pełni przeczuć i domysłów. Obaj byli
nienasyceni. Jednak Aleksander wziął „aluzje boskie zbyt dosłownie i mimo iż zdobył cały świat, umarł rozczarowany,
zwątpiwszy o Bogu. Józef nazywa go „Franciszkiem Józefem swoich czasów”
XII
Księga była niezwykła „manifestacją krajów”, „monstr-paradą” światów. Ogrom niezwykłości, jaki z niej płynął,
oznajmiał, że „nie jest za Franciszkiem Józefem I, ale za kimś o wiele, o wiele większym”.
XIII – XVI
W końcu kwietnia świat pełen był ogłuszonych, ospałych ludzi, którzy ożywiali się około godziny jedenastej, zapełniali
parkowe aleje, „śpiesząc się w różne strony”. Pełno wtedy kobiet i młodych dziewcząt, wystrojonych w szeleszczące
suknie. Potem park znowu pustoszał.
Do tego parku, codziennie o tej samej godzinie, przychodziła Bianka ze swoją guwernantką. Raz podniosła oczy na
Józefa i wtedy zrozumiał, że „nic nie jest jej tajne”. Od tej chwili bohater oddał się „jej do dyspozycji”.
Gdy ponownie zagłębił się w markownik, okazało się, że wszystkie aluzje, odsyłacze, napomknięcia w nim zawarte
„zbiegają się w Biance”.
3
W parku w tym czasie co wieczór grała muzyka, młodzi ludzie w nowych wiosennych strojach przychodzą tańczyć,
młodzieńcy zmieniają się tam w Don Juanów, a „dziewczętom pogłębiają się oczy”.
XVII – XVIII
„Co to jest zmierzch wiosenny?” To pytanie, na które nie ma ostatecznej odpowiedzi. Jednak narrator po raz kolejny
podejmuje dociekania. „Gdy korzenie drzew chcą mówić, gdy pod darnią nabiera się wiele przeszłości, dawnych
powieści, prastarych historyj, gdy nagromadzi się pod korzeniami zbyt wiele zdyszanego szeptu, nieartykułowanej
miazgi i tego ciemnego bez tchu, co jest przed wielkim słowem –”. Bohater schodzi coraz głębiej w swoich
rozważaniach, w podziemne labirynty, magazyny, spichrze, „groby, próchno i mierzwa.” Wcale nie panuje tu ciemność,
wszędzie pulsuje światło. Są tam również drogerie, „szuflady dla umarłych” oraz gołębniki. Tutaj umarli czekają na
nowy świt.
Ale narrator prowadzi czytelnika jeszcze głębiej, wzdłuż korzeni drzew, aż na samo dno, gdzie znajdują „wylęgarnie
historii”. Wyjaśnia się, że wiosna rośnie na historiach, tych wszystkich, o których kiedykolwiek słyszeliśmy:
„Bo czymże jest wiosna, jeśli nie zmartwychwstaniem historyj.”
Wśród tych historii jest opowieść o porwanej i zamienionej księżniczce, powtarza się ona każdej nocy, przez fałdy nocy
przechodzi mężczyzna z dziewczynka na rękach i próbuje ją uspokoić.
XIX
Tylko dla uważnego czytelnika Księgi „staje się natura tej wiosny jasną i czytelną”, to ona ujawnia „protokół
dyplomatyczny dnia”. Maj był pełen różowych odcieni wielu egzotycznych miejsc świata: Egiptu, Barbados, Kuby,
Haiti, Jamajki i innych. Markownik był doskonałym komentarzem dla tej wiosny. Najważniejsze jednak, żeby nie
zapomnieć, że każde odkrycie, jest tylko przejściem do następnego.
XX -XXVIII
Józef studiuje Biankę za pomocą markownika. Bohater próbuje się z nią komunikować w swoich myślach, zadawać
pytania, ale ona zawsze go uprzedza, odpowiada „jednym, głębokim zwięzłym spojrzeniem”. Józef prowadzi ciągłe
obserwacje. Zbadał teren wokół willi, w której mieszkała Bianka. Był tak zdziwiony tym, co ujrzał, że postanowił
poradzić się markownika, ten podpowiedział mu, że dom Bianki to teren eksterytorialny. Józef wybrał się do willi by
sprawdzić swoje podejrzenia. Wszedł na teren przez uchyloną bramę. Wszystko było tam ciche i zamarłe. Zastój tej
szarej atmosfery nagle przerwał miłosny lot dwóch motyli. Józef zabił jednego z nich i schował do kieszeni jako
dowód. Jego uwagę zwrócił dziwny styl architektoniczny zabudowań., w którego powtarzającym się frazesie, odkrywa
zdradliwy szyfr kryjący „obrzydliwe sensy”. Józef podzielił się tym z Rudolfem, ten nie tylko nie był zainteresowany,
ale jeszcze zarzucił kłamstwo odkrywcy.
Ciężar wiosny okazał się zbyt wielki dla jednego Józefa, dlatego mianował Rudolfa anonimowym współregentem,
odtąd razem z markownikiem stanowili „triumwirat nieoficjalny”. Józef bał się pójść na drugą stronę willi, wiedział, że
wtedy na pewno ktoś go zobaczy. Był pewien jednak, że kiedyś razem z Bianką obejdą wszystkie zakamarki posesji.
Któregoś dnia przyjechał ojciec Bianki. Kiedy Józefa stał „na zbiegu ulicy Fontann i Skarabeusza”, zobaczył
przejeżdżający samochód, w którym siedziała Bianka z ojca, szepcząc mu coś do ucha na widok chłopaka. Na co
uszczęśliwiony Józef krzyknął: „licz na mnie” i wystrzelił w powietrze z pistoletu.
XXIX
Franciszek Józef I miał młodszego brata, możliwe też, że był to kuzyn albo jedynie wytwór obaw i majaczeń Demiurga.
Jak by nie było arcyksiążę Maksymilian zaistniał tylko po to by dopełnić dramatu spisku na brata. Młody książę był
powszechnie kochany, nawet przez samego Franciszka Józefa, choć obmyślał dla niego zgubę. W tym celu wysłał go na
morza południowe jako komandora. Jednak w skutek tajnej konwencji z Napoleonem III, wdał się w awanturę
meksykańską. Zrzekł się wszystkich prawa do korony i dziedzictwa Habsburgów, poczym zginął wpadając w podstępną
zasadzkę.
Pod pozorem żałoby Franciszek Józef I zakazał używania koloru czerwonego, ale nie udało mu się „wyplenić
[czerwieni] całkiem z natury”. Była wciąż obecna w jaskrawych wybuchach słońca, a ludzie gromadzili się na rynku i
czekają, aż „świat osiągnie swój zenit”. Kiedy ludzie stoją tak „pełni jeszcze jasnych i ogromnych wizji” na rynku
pojawia się „ten, na którego czekano bezwiednie”, cały w malinowych odcieniach czerwieni. Obiega sześć albo siedem
razy rynek, a Franciszek Józef I, „rozbrojony powszechną harmonią, proklamuje milcząca amnestię” dla czerwieni na
ten jedyny wieczór majowy.
4
XXX
Nie mogąc wytrzymać Józef opowiedział wypadki ostatnich dni Rudolfowi, ten jednak oskarżył go o kłamstwo,
zdenerwował się i zażądał rozwiązania spółki. Zrozpaczony Józef błagał przekonywał, apelował do serca i honoru, w
końcu zaproponował, że udowodni wszystko („Eksterytorialność! Maksymilian! Meksyk!”) za pomocą markownika.
Uspokojony Rudolf, przystał na propozycję i wysłuchał, przerastającego oczekiwania samego mówcy, niezwykle
przekonującego i natchnionego wywodu. Rudolf skapitulował.
XXXI
W tych dniach przybył do miasteczka teatr iluzji – „wspaniałe panoptikum”. Kiedy Józef z Rudolfem przybyli do
salonu figur woskowych panował już tam tłok, ale Józef bez problemu odróżniał „tamtych”. Wśród „symulantów”
odszukała Maksymiliana, który było ubrany w zwykły surdut. Chłopcy podeszli do niego, wtedy Józef zamarł, bo o trzy
kroki od nich stała blada, smutna, ze spojrzeniem pogrążonym w żałobie, Bianka z guwernantką. Pod wpływem
spojrzenia Bianki woskowa twarz Maksymiliana poruszyła się w delikatnym uśmiechu, ale nie był to prawdziwy
odruch, lecz tylko mechaniczny trik. Bianka ukryła twarz w chusteczce. Chłopcy wyszli, bo Józef nie mógł patrzeć na
ból Bianki.
XXXII – XXXIII
W wydarzeniach poprzedniego wieczora Józef znalazł potwierdzenie dla swoich przeczuć. Między Bianką, a tym
manekinem rozgrywała się tragedia rodzinna. Bianka jest bowiem potomkinią Maksymiliana i pretendentką do tronu.
Szczegóły pozostają wciąż tajemnicą. Ważną role odegra w intrydze również osoba tajemniczego pana de V. To
niewybredna wiosna zakrywa wciąż nie odkryte sensy tej historii.
XXXIV- XXXVI
Po serii upałów, wciągu kolejnych tygodni krajobraz zrobił się szary i zachmurzony. Bianka już nie pojawia się w
parku. Józef podejrzewa, ze zwietrzyli niebezpieczeństwo i nie pozwalają jej wyjść. Widział dziś grupę panów w
czarnych frakach i cylindrach, którzy oglądali domy w mieście, jakby je oceniali.
Krajobraz szarzeje, ciemnieje, a domy błyszczą na jego tle. Pogoda się pogarsza, psy biegają upojone wietrząc coś,
Józef również się zastanawia, jakie rewelacyjne wydarzenie spowodowało ten nagły niż.
XXXVII
Józef widział w mieście tłumy Murzynów, biegali hałaśliwą hałastrą, plądrując sklepy z żywnością. „Nim
zmobilizowano milicję, zniknęli jak kamfora”. Józef to czuł, podejrzewa czyja to sprawka, ale nie zdradzi swych
domysłów ze względu na Biankę.
XXXVIII
Józef w końcu zebrał się na odwagę i pełen stanowczości poszedł do domu Bianki na spotkanie z panem domu. Gdy
doszedł do celu kazał się zameldować, wprowadzono go do na wpół ciemnego hallu. Obserwował to stare wnętrze,
które ni mogło znaleźć spokoju „nad wzburzoną swą, ciemną przeszłością”. Ojciec Bianki zszedł do niego, a
zainteresowawszy się przybyszem, zaprosił go do swego gabinetu, gdzie natychmiast starał się go zagadać i rozproszyć.
Józef bronił się ironicznym uśmiechem, był nieprzejednany. Gdy gospodarz to zrozumiał, spytał: „czego pan chce
właściwie”. Wtedy Józef rozwiną gorący wywód, używając kilkakrotnie imienia „Maksymilian”, ma koniec zażądał
„faktów i jeszcze raz faktów”, a gdy zdruzgotany rozmówca chciał sięgnąć po dzwonek, zatrzymał go, wyciągnął
pistolet i oddalił się szybko.
XXXIX
Ważne sprawy zmuszają Józefa do obywania częstych narad z Bianką. Przygotowuje się do nich, starannie przeglądając
dokumenty. Podąża przez noc ku białym drzwiom pokoju Bianki, za którymi odnajduje noc jeszcze głębszą. Bianka
siedzi na łóżku wśród poduszek i pierzyn, czyta, a nad jej głową błyszczą różowe lampki. Zachęca Józefa by usiadł przy
niej. Siada i zaczyna jej wykładać wszystkie sprawy, ona słucha trochę roztargniona. Daje jej dekrety do podpisu. Ona
zwleka z decyzją. Józef może jej się teraz przyglądać, dostrzega pewne drobne mankamenty jej urody. Zauważa
również zmiany, jakie zachodzą w jej usposobieniu. Czasem kapryśnie strąca noga wszystkie papiery na podłogę, a on
potem je zbiera gorliwie.
Podczas ich rozmów przez pokój wędruje szum lasu. Staje się jasne, że są w pociągu, który wjeżdża w coraz głębszą
noc. Bianka wygląda jakby chciała coś wyznać. Ku zaskoczeniu Józefa, namawia go do zdrady misji. Jak zdradzi stanie
się jednam z Murzynów. Bianka wydaje się teraz „jadowita i zła”, pyta: „A gdybym wybrała Rudolfa?” On byłby jej
posłuszny. Oznajmia także, że to ona była Lontką, córką praczki, z którą bawił się w dzieciństwie, tyle, że wtedy była
chłopcem.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lemansa.htw.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Smętna dusza może nas zabić prędzej, o wiele prędzej niż zarazek.